Tak jak obiecałam, piszę kolejną i ostatnią już relację z mojego pobytu w USA. Prosto z Nowego Jorku udaliśmy się na zachód, gdzie pierwszym punktem było Las Vegas. Przyznam, że żadne miejsce nie zrobiło na mnie takiego wrażanie jak właśnie to miasto. W samym środku pustyni w Nevadzie zostało utworzone miasto - światowe miejsce rozrywki.
W ciągu dnia miasto śpi, a ożywa dopiero wieczorami. Wszystko się świeci, wszędzie słychać muzykę, coś niesamowitego. I ogromne hotele, które robią wrażenie. Wśród nich bardzo luksusowy hotel Bellagio ze swoją słynną fontanną. Właśnie tam się zatrzymaliśmy na pyszną kolację. Wybraliśmy restaurację chińską, gdzie zamówiłam sobie makaron noodle z wołowiną w sosie słodko-ostrym. Pycha! Na pewno będę próbować odtworzyć to wspaniałe danie :)
Oczywiście nie obeszło się bez odwiedzenia kasyna :) A poniżej widać hotel i fontannę Bellagio.
Po 3 dniach spędzonych w Las Vegas udaliśmy się na Wielki Kanion. Żadne słowa ani zdjęcia nie są w stanie opisać tego, co tam zobaczyłam. Ogromne i kolorowe skały stworzone przez naturę, bez żadnej ingerencji człowieka. To po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy!
Następnym i ostatnim punktem naszej podróży było Los Angeles. Tutaj moje odczucia są mieszane, z jednej strony miasto aniołów, Hollywood a w nim najsłynniejsze wytwórnie filmowe, bogate Beverly Hills, piękna plaża w Santa Monica... ale z drugiej bieda, bród, ulice pełne bezdomnych ludzi. Spędziłam tam tydzień i mieszkałam w samym centrum Hollywood. Przyznam, że byłam zawiedziona tym miejscem. Widać, że Hollywood lata swojego rozkwitu ma już dawno za sobą, a samo miasto zostało przejęte przez imigrantów z meksyku. Jest bardzo zaniedbane i ciekawi mnie, czy to się jeszcze kiedyś zmieni. Mimo wszystko jest bardzo dużo turystów, którzy robią zdjęcia przy Walk of Fame czy Dolby Theater, gdzie co roku odbywa się rozdanie Oscarów.
A teraz przyjemniejsza część Hollywood - wytwórnie filmowe. Najpierw odwiedziliśmy Warner Bros., gdzie byłam między innymi na planie mojego ulubionego serialu Hart of Dixie :). Oprócz tego zobaczyliśmy muzeum samochodów z różnych filmów, np. Harry Potter, Gran Torino, Batman, Scooby Doo i wiele innych. Główną atrakcją wycieczki było wejście do słynnej kawiarni Central Perk z serialu Przyjaciele.
Następnie udaliśmy się do Universal Studios, w którym było mnóstwo aktracji, w tym wycieczka za kulisy. Tam widziałam kolejne plany filmowe i serialowe, między innymi miasteczko Wisteria Lane z serialu Gotowe na Wszystko. Moja radość była nie do opisania :)
Na tym skończyliśmy zwiedzanie Hollywood i pojechaliśmy do Beverly Hills. Słynne miejsce znane głównie z serialu 90210. Zawsze myślałam, że poziom bogactwa ludzi w serialu jest trochę przesadzony. Teraz wiem, że nie jest. To jest niewiarygodne, jak ci ludzie żyją. Te domy, samochody, restauracje, sklepy. Takie rzeczy widzi się tylko w filmach. Szok po prostu.
Ostatni dzień naszej przygody w USA spędziliśmy na plaży w Santa Monica. Typowa Kalifornijska plaża, bardzo szeroka, morze (a raczej ocean!) czyściutkie, a na molo wesołe miasteczko. Obrazek jak z filmów, naprawdę :) Nigdy wcześniej nie widziałam ładniejszej plaży, a zwiedziłam już kawałek świata ;)
To tyle jeśli chodzi o mój pobyt w Stanach Zjednoczonych, było fajnie, ale cieszę się, że jestem już w domu. Niezapomniana przygoda, która już się nigdy nie powtórzy w moim życiu. Polecam wszystkim taki wyjazd, niesamowite uczucie zobaczyć na własne oczy to, co się widzi na co dzień w telewizji.
Teraz mój blog z powrotem będzie w 100% kulinarny :) A już niedługo przepis na drobiowe roladki ze szpinakiem i fetą, zapraszam!
LV pozazdrościć.. :)
OdpowiedzUsuńOgólnie to zazdroszczę Ci całej tej wyprawy :P Ale chyba najbardziej tego, że siedziałaś na kanapie w Central Perk!!! :)
OdpowiedzUsuńswietna kuchnia
OdpowiedzUsuń